Mimo, że książka o tematyce co najmniej smutnej (śmierć, choroba... nie koniecznie do śmiechu), to na prawdę przyjemnie się ją czyta i właściwie dopiero, kiedy przewracamy stronę i widzimy, że jest pusta, orientujemy się, że to już koniec.
Bardzo podobał mi się sposób, w jaki autor przedstawił małych pacjentów i ich rodziców. Zwykle to właśnie te chore dzieciaki były silniejsze niż ich rodzice i lepiej radziły sobie z trudnościami. Zawsze wesołe, biegały po szpitalu, bawiąc się z kolegami, a ich rodzice opłakiwali ich i własny los.
Myślę, że warto sięgnąć po tą książkę, chociażby z nudów. O ile wiem, jest to lektura w którejś klasie gimnazjum (poprawcie mnie, jeśli się mylę). Więc jeśli we wrześniu zobaczycie tę pozycję na kartce z wykazem lektur, sięgnijcie po nią koniecznie. Nie oszukujmy się, sama rzadko czytam lektury, ale gdy zobaczę ją na własnej liście, na pewno przeczytam jeszcze raz.
To tyle w temacie. Do zobaczenia niedługo. :)